poniedziałek, 20 lutego 2017

Graz zaczynamy od Wiednia ;)

Ostatnie dni to totalne szaleństwo. W piątek po 22.00 skonczylam pracę,  w sobotę przed imprezą karnawałową wizażystka a następnie fotografowanie do 2 w nocy, pewnie wiecie, że aparat mam zepsuty i dzięki uprzejmości i życzliwości Oli mogę robić zdjęcia ponieważ pożyczyła mi swój aparat.Po drugiej w sb jestem w domu, i w ciągu 10 minut pakuje się -ciuchy adekwatne do pogody, kosmetyki, sprzęt foto... reszta nie ma znaczenia :) tak na prawdę przestaje się już stresować ze czegoś zapomnialam zabrać, bo nic się nie dzieje.Tym razem standardowo nie zabrałam obuwia zastępczego czyli paputow do hotelu, zawsze zapominam zabierać grzebień i palcami  modeluje fryz, a tym razem udało się w pośpiechu wrzucić nie tylko grzebyk a nawet pędzel do różu. Podróż przebiegła dość sprawnie o 5 rano ruszyliśmy z Krakowa Polskim Busem przez Brno do Wiednia. W autobusie odsypialam ostatnie dni ale to i tak za mało. Nigdy nie byłam w tej części Europy i jak pomyślę o Austrii to myślę walc, Strauss,Bethoween, Jung.I gdy staram się doczytać cos wiecej to okazuje się ,ze jest o czym i o kim. We Wiedniu jesteśmy tylko 2 godziny,  jemy obiad i szukam transportu do Graz.Mam nadzieję,  że w drodze powrotnej zahaczymy tu nieco dłużej albo przyjedziemy tu na weekend. Pachnie wiosną o kwiaty juz się pięknią z witryn sklepowych. Po południu łapiemy autobus do Graz i w tempie ekspresowym docieramy na miejsce. Miasteczko w promieniach słońca wygląda cudownie, tak tu jest juz wiosna. Niemalże od razu można się zacząć cieszyć miejscem oraz poczuć jego atmosferę. Spacerem docieramy do hotelu.Warto wspomniec ze recepcjonistka jest urocza wręcza nam mape oraz proponuje co można zwiedzić, ale jestem juz przygotowana .Po małej drzemce ruszamy na obiad,  ku swemu zdwiwieniu okazuje się ze nie wiele restauracji jest otwartych ani sklepów też.Jest  niedziela Tak łatwo się może przyzwyczaić do tego co mam na  codzień,  że zapominam,  że świat nie kończy się na Krakowie; ) po dłuższym spacerze ladujemy w centrum i idziemy na chinszczyzne. Wiecie co? 12 lat czekałem na to , żeby zjeść dobre chińskie jedzenie i udało się,  ryż z krewetkami smaku super. Nie mam tutejszej waluty u zostawiam polskie pieniądze  napiwków .Mam nadzieję, ze wymienią sobie (tak się oszukuje wyrzuty sumienia ).Spacerkiem wracamy do hotelu z  centrum i padam do snu.Wiem , że w poniedziałek jeszcze będę dochodzić do siebie. Spisuje dzień po dniu, żeby za wiele nie umknęło. I wybaczcie literówki i przekrecone słowa -piszę z telefonu i w  tej kwestii ma swoje wybryki.Przesyłam Wam wiosnę w kwiatach :)



Brak komentarzy: