Prawie rok przeleżały zdjęcia z Gubałówki w mojej wirtualnej szufladzie, zanim zaczęłam się zastanawiać dlaczego, przypomniałam sobie okoliczności tej mini wycieczki. Przyjechałam w piątek po południu do Zakopanego w marcu ubiegłego roku z zamiarem zobaczenia Hali Stoły w sobotnie przedpołudnie. Wcześniej szlak był zamknięty, a widząc zdjęcia z tego miejsca wiedziałam,że bardzo chcę je zobaczyć i sfotografować po swojemu. Przyznaję,że nie jestem fanką spacerowania po Krupówkach, dlatego wybraliśmy Gubałówkę. Byłam na niej wcześniej chyba w 2002 roku w maju i jawiła mi się jako cudna łąka. Nie spodziewałam się ,że ta wizyta zatrze miłe wspomnienie ... Żeby się za bardzo nie rozpisywać.. Irytowali mnie w kolejce pijani faceci, którzy w wiadomym celu przyjechali na górę, gastronomia na górze pozostawia wiele do życzenia... zajeżdżając na dól towarzystwo kolejkowe też pozostawiało wiele do życzenia... Na samej górze wszyscy się gdzieś porozchodzili, ale słońce już zachodziło... udało mi się złapać kilka fajnych kadrów, które prezentuję, ale absolutnie nie jest to moje miejsce ... Czuję,że żyję gdy jestem na Czerwonych Wierchach, albo wspinam się na Rysy, odnajduje raj na hali Gąsienicowej i wkurzam się na Kasprowy, gdy poraz kolejny widoki przykrywa chmura, w której jest góra... Odpoczywam wracając Dolinami Roztoki czy bardzo długą Chochołowską. Widocznie czasem trzeba znaleźć się w miejscu niedogodnym dla siebie, aby móc na nowo odnaleźć swoje ulubione miejsce w górach ....