Ostatnie dni to totalne szaleństwo. W piątek po 22.00 skonczylam pracę, w sobotę przed imprezą karnawałową wizażystka a następnie fotografowanie do 2 w nocy, pewnie wiecie, że aparat mam zepsuty i dzięki uprzejmości i życzliwości Oli mogę robić zdjęcia ponieważ pożyczyła mi swój aparat.Po drugiej w sb jestem w domu, i w ciągu 10 minut pakuje się -ciuchy adekwatne do pogody, kosmetyki, sprzęt foto... reszta nie ma znaczenia :) tak na prawdę przestaje się już stresować ze czegoś zapomnialam zabrać, bo nic się nie dzieje.Tym razem standardowo nie zabrałam obuwia zastępczego czyli paputow do hotelu, zawsze zapominam zabierać grzebień i palcami modeluje fryz, a tym razem udało się w pośpiechu wrzucić nie tylko grzebyk a nawet pędzel do różu. Podróż przebiegła dość sprawnie o 5 rano ruszyliśmy z Krakowa Polskim Busem przez Brno do Wiednia. W autobusie odsypialam ostatnie dni ale to i tak za mało. Nigdy nie byłam w tej części Europy i jak pomyślę o Austrii to myślę walc, Strauss,Bethoween, Jung.I gdy staram się doczytać cos wiecej to okazuje się ,ze jest o czym i o kim. We Wiedniu jesteśmy tylko 2 godziny, jemy obiad i szukam transportu do Graz.Mam nadzieję, że w drodze powrotnej zahaczymy tu nieco dłużej albo przyjedziemy tu na weekend. Pachnie wiosną o kwiaty juz się pięknią z witryn sklepowych. Po południu łapiemy autobus do Graz i w tempie ekspresowym docieramy na miejsce. Miasteczko w promieniach słońca wygląda cudownie, tak tu jest juz wiosna. Niemalże od razu można się zacząć cieszyć miejscem oraz poczuć jego atmosferę. Spacerem docieramy do hotelu.Warto wspomniec ze recepcjonistka jest urocza wręcza nam mape oraz proponuje co można zwiedzić, ale jestem juz przygotowana .Po małej drzemce ruszamy na obiad, ku swemu zdwiwieniu okazuje się ze nie wiele restauracji jest otwartych ani sklepów też.Jest niedziela Tak łatwo się może przyzwyczaić do tego co mam na codzień, że zapominam, że świat nie kończy się na Krakowie; ) po dłuższym spacerze ladujemy w centrum i idziemy na chinszczyzne. Wiecie co? 12 lat czekałem na to , żeby zjeść dobre chińskie jedzenie i udało się, ryż z krewetkami smaku super. Nie mam tutejszej waluty u zostawiam polskie pieniądze napiwków .Mam nadzieję, ze wymienią sobie (tak się oszukuje wyrzuty sumienia ).Spacerkiem wracamy do hotelu z centrum i padam do snu.Wiem , że w poniedziałek jeszcze będę dochodzić do siebie. Spisuje dzień po dniu, żeby za wiele nie umknęło. I wybaczcie literówki i przekrecone słowa -piszę z telefonu i w tej kwestii ma swoje wybryki.Przesyłam Wam wiosnę w kwiatach :)
Od kilku lat jestem zaangażowanym fotografem amatorem.Lubię przyrodę, kocham kwiaty i uwielbiam podróże.Swoje obserwacje świata i ludzi próbuję przenieść na fotografie. Cenię sobie proste piękno, być może dlatego często pochylam się nad zwykłym kwiatkiem przy drodze, a z ludzi chcę wyciągnąć i pokazać to co w nich najpiękniejsze.Serdecznie zapraszam do mojego bloga :)
poniedziałek, 20 lutego 2017
sobota, 11 lutego 2017
Zabawy z drewnem
Zabawy z drewnem
W sobotnie
południe, całkiem mroźne i słoneczne miałam okazję potowarzyszyć fotograficznie
w wydarzeniu organizowanych przez TECHDETOX http://www.techdetox.pl/ i prowadzonym
przez Tomka z staredechy.pl.
Wydarzeniem były warsztaty pt. Zabawy z drewnem Na
ul. Ślusarskiej 9 mieści się pracownia gdzie powstają rękodzieła, (idąc ulicą
do pracowni, gdzieś na ścianie budynku miga mi bardzo adekwatny napis do sytuacji i życiowych
filozofii - ŻYJ W HARMONII) tam też udałam się w celu sfotografowania poczynań
uczestników.
Już przy
wejściu mijam grupę kobietek, które zajmują się obróbką drewna a w następnym
pomieszczeniu spotykam grupę z wspomnianych warsztatów, wita mnie cudownych
zapach, jedyny w swoim rodzaju – zapach drewna. Przez następne kilkadziesiąt minut
obserwuję i fotografuję jak z kawałka drzewa powstaje piękny świecznik w iście
rustykalnym stylu.
Przez ten
czas faktycznie można oderwać się od
telefonu, czy laptopa i faktycznie uruchomić swoją wyobraźnię, dać upust swoim możliwościom
estetycznym oraz pasji tworzenia, nie do opisania jest przyjemność dotykania drewna
i poczucia jego faktury, zapachem można się odurzyć… Dość zaskakujące jest, że
tak po prosu można zrobić sobie coś pięknego i niepowtarzalnego samemu,
wszystkie materiały i narzędzia są dostępne na miejscu, cały czas oko Tomka
czuwa nam pracami uczestników, sam Tomek przemieszcza się po pracowni z
prędkością światła. Z warsztatów uczestnicy prócz świecznika mieli także zabrać
ze sobą deskę do serwowania ( wykonana oczywiście przez nich) oraz.. zegar. Domyślam się, że satysfakcja jest nie do
opisania.
Nie są to
ostatnie warsztaty i jeśli szukacie odskoczni od miejskiego życia miedzy pracą,
domem a galerią handlową TECHDETOX ma kilka propozycji jak spędzić czas z korzyścią dla siebie, swojego rozwoju.
Ponadto prowadzi w kierunku spotkania oraz zgody ze samym sobą. Warto zapoznać
się ofertą na bieżący rok, a już teraz
zapraszam do galerii z dnia dzisiejszego.
Subskrybuj:
Posty (Atom)