niedziela, 27 listopada 2016

Praga - odłsona romantyczna


 
W ostatni weekend listopada wybraliśmy się do Pragi na 2 dni, taki wypad nazywa się City Break i ofert jest całkiem sporo na rynku turystycznym. Tym razem
postawiłam na wygodę i wybrałam sportowe buty oraz zimową kurtkę co okazało się strzałem w dziesiątkę bo nabiliśmy kilkanaście kilometrów a ciepło wcale nie było.
Spakowałam 2 komplety ubrań, przewodnik, przekąski do autobusu i oczywiście aparat fotograficzny, mały plecak wystarczył, dlatego jest to ważne, bo przez pól dnia w sobotę oraz pól dnia w niedziele będę musiała go ze sobą nosić – do hotelu możemy wejść o 14.00 – wcześniej jedynie zostawić bagaż i wymeldować się do 11.00. Oczywiście można by przyjechać wcześniej ale wtedy należny doliczyć do kosztów dodatkowy nocleg. Może spanie w autobusie nie jest spełnieniem marzeń, jednak dodaje atrakcyjności i charakteru przygody całemu wyjazdowi.
Wyruszyliśmy w piątek przed północą Polskim Busem, plan był taki żeby przespać podroż i w sobotni ranek zacząć zwiedzać miasto, udać się po obiedzie do hotelu a potem kontynuować zwiedzanie.
Podroż z Krakowa do Pragi trwa około 7 godzin i w ciągu nocnej podroży mieliśmy 3 przystanki, mimo nocnych godzin sen niekoniecznie byl sprzymierzeńcem.
Na dworcu Florence zjawiliby się po 7 rano, co oznaczało, ze zdążyliśmy na wschód słońca, ale niestety prognozy się sprawdziły i cały dzień było pochmurno. Na dworcu wypiliśmy kawę i zasiedlimy śniadanie, nadepnie wyruszyliśmy na zwiedzanie. Z dworca poszliśmy w kierunku Mostu Karola, to chyba najpopularniejsze miejsce w Pradze. Bardzo żałuje ,że warunki pogodowe nie były lepsze bo mam wrażenie , ze przez to miejsce pokazało się w ubogiej szacie, jednak coś w sobie ma. Z Mostu Karola przeszliśmy w kierunku starego Miasta, pomyślałam sobie, ze przez to ,ze pojawiły się i choinki i światełka to dodatkowo miasto ma świąteczny klimat. W mieście jest dozo romantycznych zakamarków, zadbanych budynków i sam spacer może być całkiem ciekawą przygodą.
Drugim punktem zwiedzania była Biblioteka Narodowa. Jesteśmy w pierwszej grupie zwiedzających co oznacza, ze grupa nasza liczy tylko kilka osób, przewodnikiem jest drobna blondynka, która z niezwykła pasja opowiada o miejscu. Możemy podziwiać , narzędzia używane przez astronomów setki lat temu,   na ścianach widnieją ich portrety. Wychodzimy na górę i naszym oczom ukazuje sie piękny widok, mianowicie miasto widziane z góry, na dachach można dostrzec wiele rzeźb rożnych sylwetek, tak jakby z góry pilnowały miasta, prawie wszystkie dachy są czerwone co prezentuje ciekawy widok, po zejściu z wieży idziemy do biblioteki, która liczy niespełna 20 tys egzemplarzy, widok jest zdumiewający, ponieważ oprócz książek, można podziwiać globusy oraz mapy astronomiczne, cale pomieszczenie jest fantastycznie utrzymane w danym stylu jest również przepiękny sufit na którym sa freski z przesłaniem. Całość robi niesamowite wrażenie, niestety jest surowy zakaz fotografowania dlatego posłużę sie linkiem do pokazania tego miejsca. -
https://www.wprost.pl/galeria/6881/Lubisz-ksiazki-Te-biblioteki-sa-niezwykle.html
 Przeogromny kawal historii jest  w tej bibliotece i bardzo się cieszę, ze tu zawitaliśmy. Po zakończonym zwiedzaniu przenosimy się do knajpki alby zjeść coś , wybieramy Fat Cat, miejsce utrzymane w industrialnym stylu z miejscowym piwem i przekąskami. Daniel zajada opiekane kanapki z warzywami a ja frytki domowe, jest pysznie, lądujemy telefony i laptopa i na 13.00 idziemy do biblioteki miejskiej gdzie obowiązkowo musiałam sfotografować tunel książkowy, czy tez studnie jak kto woli. Jest zjawiskowa, dlatego długo się zastanawiałam jak powstało zdjęcie, ,kiedy widziałam ją po raz pierwszy, zdecydowanie polecam wstąpić tam choć na 5 minut wrażenie jest bardzo ciekawe.
Jeśli miałabym wybrać choć jeden przymiotnik opisujący to miejsce to romantyczność, jest coś niezwykłego w wąskich uliczkach, zadbanych starodawnych budynkach, pubach, restauracjach gdzie  czas niekoniecznie tak szybko biegnie jak w innych miastach, na pewno inną cechą jest tajemniczość, mam wrażenie, że ile budynków , miejsc tyle historii. W jakiś cudowny sposób to wszystko jest pięknie i nienachalnie skomponowane.
Udajemy się do hotelu, ulice są już mocno zaludnione, oprócz Europejczyków widać  całkiem licznie mieszkańców innych kontynentów, bardzo tłoczono jest wszędzie gdzie tylko można spacerować po starym mieście. Do hotelu idziemy pieszo , okazuje się ze mamy nieco pod górkę, po nieprzespanej praktycznie nocy oraz porannym zwiedzaniu nie bardzo mam silę by tam pędzić, nasz wybrany hostel nazywa się Sklep, zabawna gra słów. Otrzymujemy mały pomarańczowo zielony pokój z łazienka, wydaj się być całkiem przytulny jednak ma ogromną wadę, wcześniejsi goście prawdopodobnie palili w nim papierosy  i ten zapach dość mi przeszkadza, po wywietrzeniu pokoju trochę sie poprawia ale mimo wszystko uważam, ze powinien obowiązywać całkowity zakaz palenia w takich miejscach. W ogóle trochę jestem zaskoczona widząc na ulicach palaczy, dla mnie ogromnym zbawieniem było to ze w Polsce kilkanaście lat temu wprowadzono zakaz palenia w barach i restauracjach i jeśli się nie mylę na przystankach równie, dla osoby niepalącej jak ja to duży dyskomfort. Właściwie to jedyny minus tego hostelu, obsługa jest bardzo mila, pokój jest czysty, mamy tez do dyspozycji kuchnie oraz komputer stacjonarny. Za nocleg ze śniadaniem zapłaciliśmy około 90 zl, to całkiem dobra cena.
Po odpoczynku idziemy na obiad do przyhotelowej restauracji, pierwszy raz zamawiamy to samo danie – pirs z kaczki z jabłkiem i gniecione ziemniaki z czosnkiem i sprytnie ukrytą kaszą, całość jest przepyszna, do kolacji popijam tutejsze piwo ale średnio jestem zachwycona, pierwszy dzień kończymy popołudniowa drzemką oraz odpoczynkiem po zwiedzaniu.
Dzień drugi zaczynamy od śniadania oraz wymeldowania się, gdy opuszcza hostel okazuje sie ze nieco mży ale niebo jest częściowo przejrzyste co daje nadzieję na poprawę pogody. Tramwajem jedziemy w kierunku starego miasta, na szczęście wypogadza się i zwiedzanie możemy kontynuować w promieniach słońca, co nie ukrywam poprawia bardzo nastrój. Dzień dzisiejszy planował Daniel, nie mieliśmy konkretnych muzeów czy zabytków zobaczyć w planie ale bardziej pospacerować, Na sam początek dochodzimy do pięknego miejsca gdzie widzimy tańczące budynki, sprawiają interesujące wrażenie, niedaleko nich jest piękna panorama, która poraz kolejny pokazuje romantyczną stronę miasta, kontynuujemy spacerowanie, na posiłek wybieramy typowo czeską restaurację, trochę nie miałam szczęście bo zamówiony klasyczny hamburger był średnio smaczny, natomiast roladka z królika była czarująca. Czekając na posiłek gdzieś w tle słucham muzyki i pewnie nie przypadkowo pojawia się utwór  Markéty Irglovej i Glenna Hansarda  - Halling Slowly, Marketa jest Czeszką i wspólnie z Glennem zagrała w filmie Once oraz nagrała ścieżkę dźwiękową do tego filmu, podobno w życiu prywatnym mają potomka jednak po czasie bycia razem ich drogi rozeszły się , kiedyś bardzo się zasłuchiwałam w ten soundtrack... J polecam zainteresowanym .
Po obiedzie kontynuujemy spacer, na dłuższa chwilę zahaczamy o sklep z naturalnymi kosmetykami, zabawkami z drewna oraz produktami handmade. Zachwycające. Wstępuje tez do sklepu z ciuchami gdzie na pamiątkę funduję sobie zimowy sweter. W końcu – winter is coming ;) Jesli chodzi o pamiątki dużo tu szklanych rzeczy ,  drobiazgów, pamiątek jakich wszędzie pełno w każdym innym mieście gdzieś czasem pojawia sie krecik. Daniel wybiera sobie miniaturowy obrazek Mostu Karola w zachodzącym słońcu.
Ostatnie godziny właściwie kilkadziesiąt minut pokrywa się ze złota godzinę, dlatego budynki wyglądają przepięknie, mam wrażenie ze ludzie jest coraz więcej w mieście, po 15.00 ruszamy w kierunku dworca na autobus powrotny.
Podsumowując; miałam obawy jak zostaniemy przyjęcie w rożnych miejscach , jednak mit o tym, ze Czesi nie lobia Polaków nie dotknął nas i z żadną niechęcią się nie spotkałam. Samo miasto jest piękne, romantyczne, pełne ciekawych zakamarków oraz uliczek, jadąc tu nie wiedziałam o mieście zbyt wiele, jedyne co stało przed oczami to obcość.
Na pewno 2 dni to za mało by zobaczyć Pragę, nie byliśmy ani na zamku ani w synagodze, jest tez zoo, ale mam mieszane uczucia co do wycieczek do zoo z tego względu, ze rożnie są traktowane zwierzęta. Na pewno jest tu dużo innych fajnych i ciekawych miejsc, co otwiera perspektywę na przyszłość.
Często na ulicach spotykaliśmy bezdomnych w dużej mierze byli to mężczyźni, zdwoiwszy mnie jedna mocno jak kilkoro z ich piło pod kościołem alkohol, zdecydowanie nie miejsce na takie rozrywki, dodatkowo właśnie ten alkohol bywa często przyczyną ruiny życia rodzinnego, zawodowego i powadzi na ulice, w Polsce o ile dobrze sie orientuję w noclegowniach trzeba być trzeźwym by moc z nich skorzystać. Problem bezdomności dotyka wiele osób, zdaję sobie sprawę, że czasem ścieżki życia prowadzą do sytuacji gdzie nie ma wyjścia, czasem bezdomność jest wyborem i jakby to nie brzmiało swojego rodzaju wolnością, życie bez obowiązków, bez dbania o rodzinę, bliskich o pracę i wszystko co się z tym wiąże... Każda historia jest inna i tak na prawdę musiałabym porozmawiać z każdym z nich aby moc poznać prawdę.
Relację pisze jeszcze w autobusie, wracamy Lux Busem, który zahacza o Kraków a docelowo jedzie przez Suwałki do Wilna, to pierwsza podroż z tym przewoźnikiem ale jestem jak najbardziej na tak jest czysto, każda osoba, która chce może otrzymać wodę, kawę i herbatę, łopocz WIFI każdy pasażer mam mini pad, gdzie możne pooglądać filmy lub seriale, pograć  w gry , posłuchać muzyki czy poczytać książki. Wysoki komfort podroży.
Tuż przed północą docieramy do Krakowa gdzie wita nas padający śnieg, Zdecydowanie był to ostatni dzwonek na tą wyprawę :)

























poniedziałek, 7 listopada 2016

V Edycja Grand Prix Krakowa W Biegach Górskich v1

V Edycja Grand Prix Krakowa W Biegach Górskich 
Niedzielnym przedpołudniem w Lesie Wolskim pierwszy raz w tym roku ruszyły biegi górskie.Piąta edycja zgromadziła masę uczestników, jak podaje krakowbiega.pl ponad 700 uczestników wystartowało w tegorocznym konkursie.W tym roku  biegacze mają do wyboru 4 dystanse dodatkowo opcja Nordic Walking.Niedzielny poranek przywitał nas rzęsistym deszczem.. pora taka,że pogoda nie rozpieszcza, jednak po przybyciu do biura zawodów juz tylko mżyło.Trasa jednak już była mocno mokra, jesień jest iście deszczowa w tym roku.
Z biura zawodów gdzie odbieramy czipa oraz numer startowy kierujemy się w stronę startu, tuz przy przystanku autobusowym MPK zbierają się pierwsi uczestnicy i robią rozgrzewkę. o 10.20 rusza bieg na 3 km, biorą w nim udział głównie dzieciaki, po ich starcie przychodzi Pani Joanna i prowadzi rozgrzewkę dla pozostałych uczestników. Miejsce jest wypełnione uczestnikami, którzy tworzą wspaniały widok w kolorowych koszulkach. W tym roku poraz pierwszy pojawia się telewizja i panowie z Canal Plus przeprowadzają wywiady i filmują uczestników.
o 11.00 wyruszają uczestnicy tras na 5, 11 i 22 km.Na starcie jest dość tłoczno! Zdecydowanie tegoroczny pierwszy bieg wygrywa pod względem frekwencji. Na szczęście tylko pokapuje i nie trzeba się chować przed deszczem, na  wszelki wypadek mam jednak pelerynę, bo szkoda mi byłoby przemoknąć nie wspominając o aparacie.
Ze startu przenoszę się na metę, która jest tuz przy parkingu. Warto wspomnieć,że las Wolski jest przepiękny o tej porze roku i jesienna aura nadaje mnóstwo uroku całemu wydarzeniu , nie mogę się powstrzymać,żeby nie zrobić choć kilka zdjęć liściom, zdaję sobie sprawę że za miesiąc może być już szaroburo albo może też być śnieg.4 grudnia jest planowany następny bieg. Po kilkunastu minutach widać pierwszych biegaczy z biegu na 3 km.
Z każdą chwila robi się coraz gęściej i kolejni  zawodnicy przybywają na metę, wszystko wiemy od komentatora, który na bieżąco informuje nas kto akurat dobiega, okazuje się,że są osoby nie tylko z Krakowa ale też np z Łodzi. Miło widzieć znajome twarze, podziwiam uczestników, którzy pokonują dystans z uśmiechem. Po godzinie i 4 minutach do mety dobiega Daniel nie widać mu butów całe są w błocie, niektórzy na mecie przewracają się albo..robią pompki :D Klimat jest cudowny... :) Schodzimy do biura zawodów i chwilę później wracamy do domu, rzadko zostaję do końca, pewnie dlatego,że Daniel chce już wracać. 
W domu okazuje się,że mam spory problem, nie mogę zczytać zdjęć z karty.... takie sytuacje mnie przerastają. Zdjęcia ratuje Daniel.. efekty zobaczcie poniżej ;)