Rok nie byłam w Tatrach. Równy rok. Ostatnia wyprawa uziemiła mnie na pół roku, myślałam wtedy, że może to już czas zaczął żegnać się z górami …na szczęście bezpodstawnie. Planowałam lekki trekking, niezbyt męcząca trasę i skupienie się na pięknych okolicznościach przyrody. Jak było ?
Zaczęliśmy dość nietypowo trasę bo od wjazdu na Kasprowy, po raz trzeci mnie „nie zawiódł” i po raz trzeci był w chmurze, widoki ze szczytu żadne… o 7.30 już piliśmy kawę na 1,987 m i zbieraliśmy siły na wędrowanie.
Trasa zaczęła się od zejścia żółtym szlakiem do Hali Gąsienicowej, początkowo widoczność była tylko na kilka metrów, dlatego szybko zbiegaliśmy do Hali, na niebie co chwile zmieniały się chmury i mocny wiatr odsłaniał i zasłaniał widoki na nowo. Halą Gąsienicowa jest wyścielona cudną różową wierzbówką, wygląda najpiękniej o tej porze roku, mogłabym cieszyć się tym miejscem godzinami i jego urodą… pobiegałam chwilkę z aparatem i ruszyliśmy nad Czarny Staw Gąsienicowy położony o 30 minut drogi z pięknej hali. Nad stawem frekwencja turystów bardzo mała, pogoda nadal pod znakiem zapytania, ale nie zapowiadano ani deszczu ani burz i dlatego zdecydowaliśmy ruszyć na Zawrat.
Opuściliśmy rejon Czarnego Stawu i niebieskim szlakiem ruszyliśmy ku przełęczy, początkowo trasa mocno przypomina wejście na Rysy od słowackiej strony, dużo kamieni i dość stromo. Po lewej stronie co chwile pokazują nam się Granaty. Zmienna pogoda i brak słońca towarzyszą nam do samej przełęczy. Za chwilę przekonam się, że jest bardziej stromo i trudniej. Po solidnej wspinaczce czekają nas 3 podejścia, gdzie asekuracja łańcuchów jest niezbędna, jest nawet moment, kiedy trzeba się wspiąć na łańcuchu, aby wyjść wyżej. Początkowo trudno mi w tym momencie, ale kiedy już pewnie opieram się nogami o skały i mocno trzymam łańcuch z okrzykiem Apacza pokonuję skalną półkę. Muszę dodać, że to technicznie najtrudniejsza z moich wypraw, nie lubię ekspozycji bo mnie stresują, nie mam za dobrej kondycji więc musiałam się mocno skoncentrować, żeby pokonać trudne odcinki. Dla tych, którzy chcą iść na Zawrat proponują aby dokładnie zapoznać się z trasą. 4 gwiazdki w skali trudności są uzasadnione. Po pokonaniu łańcuchów mija kilka chwil i jesteśmy na przełęczy Zawrat.Całe podejście od stawu to ponad 2 godziny
Miejsce jest niezwykłe – za nami pokonana droga z ogromną ekspozycją, przed nami Dolina Pięciu Stawów Polskich i słońce. Po kilku zdjęciach i odpoczynku ruszamy do Schroniska w Dolinie Pięciu Stawów Polskich. Pogoda jest wspaniała, słonecznie bez upału, dolina co chwilę zaskakuje swoim pięknem… Po prawi dwóch godzinach i minięciu wszystkich stawów znajdujemy się w schronisku, jest tłoczno, dużo tu przypadkowych turystów, kilku z nich pyta nas ile jeszcze do wodospadu…
W schronisku zajadamy obiad, najpyszniejszym momentem jest deser - ciasto borówkowe na kruchym cieście, jest tak pyszne, że myślę sobie, że cały strach i trudność we wspinaniu były warte tego momentu.
Ze schroniska wyruszamy w trasę powrotną czarnym szlakiem, schodzenie jest męczące, bo nogi się plączą, po 30 minutach schodzimy z czarnego szlaku i znajdujemy się w Dolinie Roztoki- bajecznym miejscu. Wspominam przy zejściu zimowa wyprawę do doliny Pięciu Stawów, w tle szumi Siklawa.
Po 2 godzinach jesteśmy przy Wodogrzmotach Mickiewicza i zostaje 40 minut do Palenicy Białczańskiej. Stopy mam totalnie spuchnięte, boli mnie biodro, piecze mnie twarz. Ciało wymęczone ale duch nakarmiony. Udaje nam się zdążyć na autobus do Krakowa po 18.00 i przed 21.00 jesteśmy w domu. Wstaliśmy o 3 rano więc to był dość długi dzień. Wiem, że nie wrócę już na Zawrat bo dużo mnie kosztowało wyjście, jako jednorazowa przygoda może być, jednak mam lęk wysokości, doświadczenie w łatwiejszych trasach. Jeśli jednak ktoś się pokusi o to by zdobyć Zawrat to polecam wejście od Hali Gąsienicowej nie odwrotnie, ponieważ schodzenie może okazać się koszmarne. To moje subiektywne zdanie, nie każdy ma problem na wysokościach.
Zapraszam do galerii i dziękuję za uwagę
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz